Dzisiejszy post poświęcę pewnej pociesznej łobuzerskiej suczce, która jako tytułowy "obcy" zamieszkała z nami w grudniu. Co się zmieniło? Czy było trudno? Czy tego się spodziewałam?
O kolejnym JRT nieśmiało myślałam od dawna. Jak pewnie część z Was wie - miała z nami zostać córka Jetty z miotu N, czyli Najah. Niestety życie płata figle i ujawniła się u niej wada dyskwalifikująca ją z hodowli - był dla mnie wtedy ważny argument za tym, aby znaleźć jej jednak ten idealny dom. Udało się ;-) Najah zamieszkała ze wspaniałą Rodzinką, przyjeżdża do nas czasami na "wakacje". Żyje jak pączek w maśle!
Ogłoszeń o jackach w sieci jest DUŻO. Nawet bardzo dużo. Ale nie widziałam tam tej jedynej... A nawet jak jakaś suczka kradła moje serce na zdjęciach, to budził się ten okropny strach, że nie dam rady. Suki się nie dogadają, będzie krew, izolacja... A ja osiwieję zanim dojdę do trzydziestki. I tak mijały dni, miesiące, ba! lata. Aż dość nagle COŚ zaskoczyło. I to kiedy! W czasie, kiedy już wiedzieliśmy, że szykują nam się życiowe rewolucje... Cała Kasia ;-)
Kiedy dojrzałam do "obcego" psa w stadzie myślałam o innej suczce. Ale u p. Iwonki były akurat 2 mioty (tydzień różnicy w wieku) iiii po walce dobra ze złem/serca z rozumem zdecydowałam, że jeśli ktoś ma z nami zamieszkać, to chciałabym żeby to była ONA. Wtedy jeszcze bezimienna, ale miała w sobie coś niesamowicie przyciągającego. No zaiskrzyło, nie będę się tłumaczyła. Na szczęście p. Iwona zgodziła się na taki los dla swojej "wnusi" i tym sposobem Lychee (LADY LOVE Fidogs FCI) trafiła do nas i naszego stada.
Fot. Alicja Matejuk
Spodziewałam się burzy, grzmotów i gradobicia. Szczekania, szarpania i koniecznej izolacji. O ja głupia - jak mogłam aż do tego stopnia źle oceniać swoje starsze suczki? Może nie była to wielka miłość tak na zawołanie, ale AKCEPTACJA była dla mnie wystarczająca. Później przyszło coś, co każdego dnia wywołuje u mnie uśmiech i zalewa miodem moje serce. Jetta mimo więzów krwi łączących ją z Ronyą wydaje się budować niesamowicie silną wieź z Lychee. Czasem to nawet łezka mi się w oku zakręci...
Fot. Alicja Matejuk
A co się zmieniło w naszym życiu? Mamy mniej miejsca w łóżku. To chyba jedyna odczuwalna dla nas zmiana, ha ha ha. Ach, no i trochę więcej wariacji każdego dnia ;-) No dobrze - przedawkowałam też cukier przy tej małej istotce. Zawsze powtarzałam, że nie lubię szczeniaków, ale Lychee jest wyjątkiem. Czas pędzi, a ona przestaje być tym maluszkiem... Nie brakuje jej jednak dziecięcej nutki szaleństwa, więc nie będziemy się razem nudzili!
Bałam się bardzo - ale jak zawsze otrzymałam wsparcie od najbliższych i ... chciałabym Wam za to podziękować z całego serca! Ani przez chwilę nie słyszałam w domu, że sobie nie poradzimy. Kiedy ja już miałam kryzys i wątpliwości zawsze czekał na mnie motywacyjny kopniak. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że przygotowaliśmy się na nadchodzące zmiany na tyle, na ile można się przygotować. Lychee dużo się nauczyła przez ten czas, jest szalenie mądrym psem i rozumie stawiane przed nią zadania. Taki mały geniusz nam się trafił ;-)
Fot. Alicja Matejuk
I choć nie lubię zmian, to właśnie one wnoszą w życie tak wiele, że warto przekraczać strefę swojego komfortu by się rozwijać i iść dalej. Dla nas to jeszcze nie koniec zmian, ale zgrane stado to podstawa, więc jesteśmy na dobrej drodze! Przygody 3 terrorów są jeszcze bardziej szalone, intensywne i NASZE. I chcę się nimi dzielić właśnie z Wami kochani! Pokazywać jakie w rzeczywistości są jack russell terriery i dlaczego u nas była to miłość od pierwszego wejrzenia. Do tego stopnia, że nawet nie potrafimy sobie wyobrazić domu z psem innej rasy :-)
Łapcie jeszcze kilka fotek szczeniaczka - dobrze, że te chwile można zatrzymać chociaż na zdjęciach...
Pierwszy poranek w nowym domu, w nowym stadzie
Pozdrawiamy Was - trzymajcie się w zdrowiu!
Cudne psiaki. Zdjęcie gdzie biegną razem jest mistrzowskie.
OdpowiedzUsuń