poniedziałek, 21 marca 2016

O pojawieniu się Jetty w naszym stadzie

Witajcie! Przepraszam za taką przerwę w pisaniu, ale trochę mi się w życiu pozmieniało i czasu jakby mniej...

Dziś chciałabym się z Wami podzielić przemyśleniami dotyczącymi pojawienia się w domu szczeniaka. Ale nie w standardowy sposób - opowiem Wam o szczególnej sytuacji, kiedy to poznajesz swojego przyszłego psiaka już w pierwszych sekundach po jego przyjściu na świat. Tak właśnie znalazła się w naszym domu Jetta, córka Ronyi.



Miot J (Ronya & Rap) był długo planowany, wyczekiwany i już na etapie wyboru tatusia wiedzieliśmy, że jeśli jakieś maleństwo skradnie nasze serce, to zostanie z nami. Ciąża przebiegała książkowo, Ronya czuła się dobrze - doskwierały jej tylko upały. Do ostatnich dni była aktywna i pełna życia. Po cichu liczyłam, że maluchy przyjdą na świat w dniu moich urodzin (11.07.), ale Ronya miała inny plan. Przeczekała weekend, kiedy to byliśmy oboje w domu w pełnej gotowości do odbierania porodu. Ach my naiwni... 
Poniedziałek - Maciej wyszedł do pracy, chwila ciszy. Nagle Ronya alarmująco kręci się po sypialni, myślę sobie "Serio? Teraz?". Tak, serio. Właśnie teraz będę rodziła. Okej, wszystko przygotowane, pozostaje więc odstawić nerwy na bok i cierpliwie czekać na akcję. Wystartowała! Pierwszy maluszek pojawia się na świecie. Pomagam Rońci jak mogę, sprawdzam płeć i prawidłowość funkcji życiowych. Jest dobrze, suczka, piękna maska, oddycha! Cudownie! Ale nie ma przerwy, idzie kolejny. Piesek z połową maski! Chciałabym odetchnąć, ale Ronya znowu się napina i na świecie pojawiają się kolejno dwie suczki. Uff. Koniec? Sunia odpoczywa, podaję glukozę do picia. Odpocznij chwilę maleńka... Po ok. 20 minutach kolejna akcja i następny piesek. Zaraz za nim ostatni braciszek. Bilans - 3:3. Cały poród trwał może 1.5 h. Wspaniała ta nasza Ronya! 

Ale do sedna - jako pierwsza pojawiła się ONA.




Jetta. Od początku oboje wiedzieliśmy, że ta mała kruszynka zostanie z nami. Wydawała się być ideałem, cudownie malowana, malutka... Nie pomyliliśmy się :-) Przewagą w takiej sytuacji jest to, że Twój własny pies od samego początku jest Twój. Obserwujesz jego rozwój, pilnujesz przyrostu wagi, dostawiasz do cyca w razie potrzeby... Miziasz, całujesz, miziasz, całujesz... Kto zna zapach takich maluchów ten wie, jak cudowne to odczucie. Ja ten zapach uwielbiam, mogłabym godzinami siedzieć w kojcu i kolejno całować te małe pyszczki. Jetta nie była wyjątkiem, choć od początku wykazywała się ruchliwością i czasem ciężko było zaspokoić swoją "potrzebę" pieszczot. Mała wiercipięta ;-)
Z każdym dniem obserwowaliśmy pojawianie się nowych zachowań. Ileż radości było, kiedy pojawiały się małe szparki w oczach - już za chwilkę maluchy miały zobaczyć świat! A przy pierwszym merdaniu ogonkiem? Przy nieśmiałych próbach walk z rodzeństwem... Kiedy każdy ruch był wykonywany w baaardzo zwolnionym tempie. Śmiesznie było też usłyszeć pierwsze "hau" i "wrr". I starania, aby nikogo nie idealizować... 

Na filmie małe Rakiety i pierwsze gonitwy po domu. Dla nas cudowne przeżycie i cała masa śmiechu - dla nich ogromne wyzwanie i mobilizacja do pracy zespołowej :-)



Szczeniaki w domu to zajęcie 24 h na dobę, ale tyle samo radości z obcowania z nimi. A kiedy w tym małym stadzie jest własna perełka, to fascynacja ich rozwojem jest podwójna...



Czy zauważam minusy takiego sposobu pojawienia się szczeniaka w domu? Nie. Ronya nie tolerowała innych psów, nie wyobrażałam sobie kolejnego psa w domu. Do momentu pojawienia się Jetty. Jakoś tak naturalnie nawiązała się między dziewczynami więź matka-córka, ale także przyjaźń. Oczywiście nie od początku... Pierwsze tygodnie po wyjeździe ostatniego malucha były dla nas trudne. Jetta chyba parzyła albo strzelała prądem w Rońkę. Matka nie bardzo chciała spać w jednym legowisku z małą, przytulanie nie wchodziło w grę. Daliśmy jej czas i powolutku stosunki między dziewczynami zaczęły się poprawiać. Teraz wygląda to tak:


O relacjach matka-córka w naszym stadzie jeszcze napiszę - możecie liczyć na notkę z humorem, która pokaże całą prawdę o plusach i minusach (może od tej pory jakieś się znajdą? :-)). Zapraszam!




1 komentarz: